Napisałam jakiś czas temu artykuł o otwartych związkach w Tantrze. LINK
Jestem na ścieżce duchowej tak jak Ty i każdego dnia rozwijam się, ewoluuje, zmieniam, czasem muszę cofnąć się od trzy kroki w tył, by pójść dziesięć do przodu. Dlatego chciałabym pogłębić temat o moje przemyślenia i doświadczenia z tym związane.
Wiele się mówi w Tantrze o tym, że otwierając się na relacje intymne z innymi osobami, będąc z w związku, dajemy sobie szansę na rozwój, na przezwyciężenie ego, puszczenie chęci posiadania drugiej osoby, wyzwolenie się od zazdrości. Stąd tendencja do tego, by zapraszać do związku inne osoby w celu duchowego wywindowania relacji i nas samych. Zastanawiam się, czy to jest właściwa droga, właściwa tendencja.
Kiedy się z tym sama układałam, doszłam do wniosku, że to nie jest moja droga, nie czuję tego. Prywatnie jestem w związku monogamicznym i Tantrycznym. Tak, te dwie cechy, monogamia i Tantra wcale się wzajemnie nie wykluczają. Rozwoju mojej relacji upatruję w czymś innym. Nie widzę potrzeby otwierania tej relacji i dawania sobie wzajemnie przyzwolenia na intymne relacje z innymi, po to by rozwijać się duchowo. Oczywiście, jeśli mój partner w przyszłości zadecyduje, że czuje inaczej, ja nie mam na to wpływu. Natomiast mam wpływ, na to czego ja pragnę i na zachowanie tej miłości w formie, jaką moje serce czuje.
Spróbujmy spojrzeć na to od tej strony. Czym jest lojalność i wierność jednej osobie, osobie, którą kochamy? Bycie lojalnym i wiernym wiąże się z nieuleganiem wielu pokusom. We współczesnym świecie, to nie lada wyzwanie. Czy to nie wymaga od nas potężnej siły woli, przezwyciężenia słabości, okiełznania naszego ego, które cały czas łaknie rozrywek? Czy taka postawa nie jest rozwojem duchowym?
Zawsze to co nowe będzie lepsze. Inny dotyk, inny zapach, inne przeżycia, inne doznania będą atrakcyjniejsze. Nowość w relacjach intymnych sprawia, że poziom naszego hormonu szczęścia wzrasta, adrenalina podnosi się, jesteśmy podekscytowani, na ciągłym haju. Nasze ego uwielbia nowości, zabawę i zmienność. W praktyce hatha jogi mówimy, że jeśli masz trudność pozostania w jednej pozycji przez dłuższy czas i twoje ciało domaga się zmiany, oznacza to, że twój małpi umysł, wytrąca Cię z koncentracji. To samo w medytacji, ciężko nam nie myśleć, bo nasz mózg pragnie rozrywki w postaci myśli, działania. To samo w relacji miłosnej, tak ciężko stworzyć nam trwałe, wartościowe i głębokie relacje, bo ciągnie nas do nowego.
Podsumowując, na ścieżce duchowej, w jodze, medytacji czy w pracy z oddechem, tak ważne jest to zatrzymanie, puszczenie chwytania, kultywowanie intelektualnej ciszy, ciszy naszej duszy. Dlaczego więc w relacjach miłosnych mielibyśmy się rzucać w nowe, po to by duchowo wzrastać?
Patrząc na to przez pryzmat doświadczenia, owszem, otwarcie związku, poliamoria może dostarczyć nam przepięknych przeżyć, w pewnym obszarze nas rozwijających. Tylko czy jest to właściwa droga do rozwoju duchowego? Ja osobiście mam wątpliwości.
Jeśli postawimy na lojalność i wierność, czy wtedy nie rozwijamy się duchowo? Czy nie pogłębiamy relacji? Czy poszukiwanie nowości i świeżości tylko we dwoje nie jest nawet większym wyzwaniem, niż konfrontacja z zazdrością w otwartym związku?
Życie jest już samo w sobie pełne wyzwań i trudności. Jest tyle innych okazji i sytuacji, byśmy mogli zderzyć się z uczuciem zazdrości i chęci zawłaszczania drugiej osoby. Czy muszą to być sytuacje oparte na otwieraniu się na intymne relacje z innymi osobami, by doszło do refleksji i przemiany w kontekście zazdrości? Czy musimy iść w takie ekstremum, po to by wywindować naszą duchowość i jak to się teraz mówi „porzucić swoje ego”? Co tak naprawdę może nam dać poliamoria, otwarty związek?
Usłyszałam też kiedyś, że otwarcie się na intymne relacje z innymi osobami, będą w relacji pozwala nam „wypracować” miłość bezwarunkową, bez przywiązania i chęci posiadania, dając wolność sobie i drugiej osobie. Ale czy miłość nie jest po prostu jedna? Co oznacza miłość bezwarunkowa, warunkowa? Czy musimy kategoryzować miłość?
Niech to wybrzmi wyraźnie, nie mam nic przeciwko temu, jeśli ktoś czuje, że jest w stanie kochać więcej osób i mieć intymne relacje z wieloma osobami i wszyscy są w takim układzie szczęśliwi. Natomiast jest we mnie niezgoda na to, że wielu nauczycieli Tantry mówi o tym, że otwarcie się na inne relacje intymne, seksualne, może wzbogacić związek. Dlaczego lojalność i wierność osobie, którą kochamy, jest w niektórych środowiskach tantrycznych traktowane jak zamknięcie się na rozwój, ograniczenie, emocjonalna blokada wynikająca z chęci kontrolowania drugiej osoby? Kto ustanowił takie normy? Mówi się o tym, jak o czymś lepszym, o tym, że osoby, które się na to decydują, mają otwarte serce, potrafią zapanować nad zazdrością, innymi słowy są bardziej „tantryczne”, są wyżej w duchowym rozwoju. Z tym się absolutnie nie zgadzam.
Nie mówi się o tym, ile bólu, energetycznego chaosu, poliamoria i otwarty związek mogą wnieść. Byłam świadkiem wielu takich sytuacji i sama takie sytuacje przeżywałam. Tu pojawia się pytanie, czy gdy kochamy, czystą miłością, która w nas płynie, chcemy zadawać ból osobie, którą kochamy? Z drugiej strony, niektórzy powiedzą, że ból i konfrontacja rozwijają, kształtują i wzmacniają. Inni powiedzą, że to kwestia otwartej komunikacji i takie przeżycie, miłosny trójkąt czy czworokąt może być transformującym i harmonijnym doświadczeniem. Tylko, czy jako ludzie, jesteśmy w stanie przewidzieć, co poczujemy, kiedy to już będzie się działo? Kiedy nasz partner w ramionach innej/innego będzie przeżywał boską ekstazę? Czy jesteśmy w stanie tą cudownie transparentną komunikacją przed, przeciwdziałać bólowi, który się pojawi i ranom, które zostaną zadane?
No i w końcu, czy miłość potrzebuje jakiegoś stopniowania, dzielenia, byśmy mogli powiedzieć, że jest bezwarunkową miłością i naprawdę potrafimy kochać? Miłość jest jedna, nie potrzebuje poziomowania. Miłość nie potrzebuje treningu, ćwiczeń i zabiegów. Ona płynie jak rzeka. Próbując na siłę zmienić jej bieg, czy poszerzyć jej koryto, stajemy się intruzem, ingerując jej pierwotną naturę. Prawdziwej miłości, nie da się zmodyfikować, polepszyć, odwarunkować. Ona po prostu jest.
Dla wielu ludzi poliamoria w Tantrze, jest bardzo atrakcyjna i przyciąga. Bo okazuje się, że możemy mieć przyzwolenie, usprawiedliwienie, na otwarte związki i bogatsze życie seksualne. Przecież w ten sposób możemy wzrastać duchowo i kochać bez granic.
Tak samo jak wiele osób to przyciągnie, tyle samo ludzi może poczuć, że nie jest to ścieżka dla nich, bo wierzą w monogamię i wzrastanie tylko we dwoje.
Dlatego, chciałabym na koniec podkreślić, Tantra nie jest ani o poliamorii, ani o otwartych związkach. Rozwój duchowy, nie jest wyścigiem, nie wymaga kategoryzowania ani stopniowania. Nie jesteś mniej lub bardziej „tantryczny”, wyżej lub niżej w rozwoju duchowym, bo jesteś w związku otwartym, poliamorycznym czy monogamicznym. Ty już jesteś duchem, masz w sobie Boskość, jesteś jednym ze wszechświatem. Daj temu płynąć, daj płynąć miłości i kieruj się zawsze swoją wewnętrzną mądrością, bo ona jest w Tobie. Rozwój duchowy, samorealizacja i oświecenie, nie wydarzą się podczas wyścigu po lepsze. Czy kategoryzowanie na lepsze czy gorsze, to nie jest hobby naszego ego?
Żyjmy i kochajmy się tak jak czujemy, jak nas prowadzi serce.