Z przyjemnością piszę dla Was artykuły, w których staram się w przystępny sposób przekazać Wam jak Tantra może odmienić Wasze życie na wielu poziomach. Robię to z pozycji nauczyciela Tantry i terapeuty. Tym razem, chciałabym stanąć przed Wami jako Ja, zwykła dziewczyna, która prawie 40 lat życia spędziła na spełnianiu oczekiwań innych, która nie wiedziała, dokąd zmierza, była pełna lęków, frustracji i ciągłego braku satysfakcji. A Tantra? Nic o niej nie wiedziała.

Moje życie wyglądało normalnie, jak wiele innych żyć, studia, 15 lat w korporacji, jeden syn, rozwód, drugi syn, mniej lub bardziej wciągające pasje, które mijały i przychodziły nowe, przyjaźnie, te na dobre i złe i te nic nie warte, wakacje od czasu do czasu, marzenia, których nigdy nie realizowałam, ze strachu przed porażką. Jakbym miała opisać siebie energetycznie, byłam energią strachu. Płynęłam na rzece życia, niesiona jej wirem, obijając się o skały, których nie mogłam ominąć, bo siła rzeki czyniła mnie bezwładną. Nie miałam kontroli nad niczym, a już na pewno nie nad samą sobą. Nie wiedziałam kim jestem i czego tak naprawdę pragnę.

Moje pierwsze 12 miesięcy z Tantrą mogę podzielić na 3 etapy. Oto one.

ETAP 1 „DZIECIĘCY ENTUZJAZM”

Jadąc na pierwszy kurs Tantryczny, jedyne co wiedziałam na pewno to to, że będę się uczyć czegoś o energii, a głównie o energii seksualnej. Tak jak Ty słyszałam o tantrycznym orgazmie całego ciała przeżywanym podczas masażu, widziałam filmy, w których ciała wiły się w ekstazie i czytałam dużo o seksie tantrycznym. Oczywiście, że chciałam przeżyć taki orgazm, kłamałabym, gdybym napisała, że od początku chciałam wzrastać duchowo. Nie, nie chciałam i nawet nie wiedziałam, że Tantra może mi to umożliwić. Przecież seks i duchowość, to dwa różne światy. Jednak nie do końca. Myślę nawet, że mój początek z Tantrą przypominał moje wszystkie początki z innymi wcześniejszymi pasjami, za które się zabierałam z entuzjazmem, a które potem z czasem zwyczajnie porzucałam.

Wysiadłam na lotnisku w Tallinie 9 marca, spakowana i gotowa na pierwszą przygodę z Tantrą. W Polsce zbliżaliśmy się do wiosny, a tam zastałam siarczystą zimę. Miejsce, w które przyjechaliśmy wyglądało jak winter wonderland. Śnieg połyskiwał na słońcu, chrupał pod butami, długie sople zwisały z drewnianych dachów. Las, drewniane małe domki i my, grupa 40 osób. Zostawiłam walizki w malutkim pokoiku z dwoma piętrowymi łóżkami i poszłam obejrzeć otoczenie domu. Dotarłam do sauny z pomostem, małym jeziorkiem i altaną, pośrodku której stał ogromny posąg Sziwy. Gdy tak stałam, usłyszałam nieznany mi dźwięk, to Sziwa przesuwał się ku słońcu na metalowej platformie. Nie wiedziałam jeszcze wtedy, jak bardzo ważne stanie się dla mnie to miejsce i to jego przesuwanie.

Gdy powracam pamięcią do pierwszych dni, to co utkwiło mi najbardziej, to moje skupienie na sobie, na tym jak wypadam w oczach innych, jak wyglądam, czy czerwona szminka na ustach się nie rozmazuje, czy mój brzuch nie zwisa podczas jogi. Gdy rozmawiałam z innymi kursantami, którzy później stali się dla mnie tak bardzo bliscy, nie mówiłam o sobie, ale o wszystkim co mam. „Mam partnera, mam dwoje synów, mam kota, mam, mam, mam.”

To był trzeci masaż, jaki otrzymywałam, w wymianie z kolegą, część naszej praktyki. Poprzednie dwa były dla mnie jak inne masaże, których w życiu próbowałam. Nie czułam nic nadzwyczajnego, poza odczuciem relaksu. „Gdzie ta energia?”, pytałam. Ciała innych reagowały tak żywo słyszałam, jak wydawali z siebie dźwięki ekstazy, ulgi. A ja nic, jak kamień. Zastanawiałam się, czy kolega, który mnie masuje, nie nabawi się odcisków od twardości i szorstkości mojego ciała. Pamiętam jego pochylonego nade mną, czarne loki upięte w kucyk. Nagle poczułam, jak ogromna, wręcz obezwładniająca miłość od niego płynie i niczym wdziera się w moje ciało. Nie umiem powiedzieć nawet, czy czułam kiedykolwiek przedtem coś takiego. Potem ból, przeszywający, jakby rozrywający moją klatkę piersiową i paraliżujący smutek. Po chwili ten ból i smutek powędrował do mojego gardła. Poczułam jakby w moim gardle utknęła mokra, lodowata ścierka. Nie mogłam złapać oddechu, dosłownie jakbym tonęła i nagle światło, jasno niebieskie, które widziałam z zamkniętymi oczami. Potem łzy, morze łez. Zobaczyłam nad sobą jedną z nauczycielek, która pomagała mi złapać oddech. Nie przesadzę, gdy powiem, że to był mój pierwszy oddech, na nowym lądzie.

Podczas kolejnych masaży, praktyk, czułam więcej i więcej. Jakby moje ciało uczyło się czuć. Co noc miałam koszmary, w śnie wychodziło ze mnie wszystko, co nagromadziłam przez całe swoje życie. Ciało oczyszczało się. To, co przeżywałam, nie miało nic wspólnego z orgazmem, po który tu przyjechałam, ani nawet z seksualnością. Blokady rozpuszczały się powoli, jak kostka cukru w ciepłej herbacie. To było coś o wiele głębszego, znaczącego i transformującego. Już wiedziałam, że Tantra to nie tylko orgazm i seks Tantryczny.

ETAP 2 „KRYZYS I SAMOTNOŚĆ”

Mijały kolejne miesiące, a ja nurkowałam w świecie Tantry, głębiej i intensywniej. Kolejny kurs i kolejny, coraz więcej wiedzy, prastarej, potężnej mądrości. Moje ciało chłonęło wszystko jak gąbka. Jak suchy, wyblakły koralowiec, odzyskiwałam kolor, soczystość i elastyczność. Moja kobiecość rozkwitała, spojrzenie się wyostrzyło, umysł jak trzystuletnie drzewo, głęboko zakorzenione, nie chwiał się jak wcześniej pod wpływem byle podmuchu wiatru.

Nagle, w tym pięknym rozkwicie duchowości, na cudownej drodze do prawdy, przyszedł mrok. Powrót po ostatnim kursie do domu, do rodziny, do ludzi, był jak wyjście ze statku kosmicznego po tysiącach lat podróży, na ląd, którego nie znam. Czułam się potwornie samotna. Pojawił się brak rozumienia ze strony najbliższych, przyjaciół. Byłam rozdarta, nie wiedziałam, jak mam pogodzić swoje dawne życie, z moją przebudzającą się duszą, która chciała i pragnęła czegoś zupełnie innego. Im bardziej moja dusza się budziła, tym trudniej było mi znieść otoczenie. Przychodzi taki moment podczas podróży w głąb siebie, kiedy zamiast iść do przodu, zatrzymujesz się w czarnej dziurze, która Cię wciąga, wiesz, że wszystko to co stworzyłaś wcześniej nie ma już znaczenia i jest iluzją, a jednocześnie nie widzisz, że to co najpiękniejsze, prawda, właśnie otwiera się właśnie przed Tobą.

Trwało to około 2 miesięcy. Teraz wiem, że to był test. We wszystkim, w życiu, w związku, w sporcie, na jakimś etapie, jesteśmy sprawdzani, nasza wola, nasza siła. Drogi są dwie. Albo poddajemy się i wycofujemy, albo zakasujemy rękawy i idziemy do przodu. Innymi słowy jak ten ruchomy Sziwa nad jeziorem, przesuwałam się ku słońcu i choć nadchodziła noc, nadal się przesuwałam. Przebudzenie, to nie wieczne słońce, radość i ekstaza, przebudzenie to również samotność, ciemność i zagubienie. Ale gdy to przetrwasz, otworzy się przed Tobą bezmiar możliwości.

ETAP 3 „JEDNOŚĆ, WOLNOŚĆ, POŁĄCZENIE”

Latami wpatrywałam się w lustro, które było pełne rys, kurzu, cudzych odcisków palców, miejscami popękane. Jak miałam zobaczyć w nim prawdziwą siebie? Tantra przetarła to lustro, skleiła, umyła, bym mogła spojrzeć na swoje jedyne, prawdziwe odbicie. Moje życie przed Tantrą i to Nowe, zjednoczyły się. Odpuściłam, a gdy to zrobiłam otoczenie zrozumiało, pojawili się ludzie, którzy po dziś dzień wspierają mnie na mojej ścieżce.

Wypłynęłam na ocean bez brzegów. Brzmi groźnie prawda? Ale to najpiękniejsza podróż i strefa bycia w jakiej można się znaleźć. Nie szukam już przystani, kotwicy, nie muszę cumować, chwytać się koła ratunkowego, czy płynąć w przerażeniu do brzegu. Niesiona oceanem, nie boję się, ufam mu. Tantra jest właśnie jak ocean bez brzegów, daje wolność, o jakiej nawet nie śniłam. Wierzę, że to, czym się teraz z Tobą dzielę, pomoże Ci, jeśli jest to twój czas i twoja ścieżka. Choć jak widzisz na początku może być ciężko i jest to swego rodzaju roller coaster, warto! I wiedz, to droga w jedną stronę. Jak zasmakujesz tej wolności, nie będziesz już chciał wracać do tego co było.

Tantra z sanskrytu oznacza sieć, połączenie. Kiedy spojrzałam na swoje stare życie, okazało się, że Tantra była w nim, choć ja tego nie zauważałam. Była, kiedy jako dziecko pisałam wiersze o umieraniu. Była, kiedy jako nastolatka w drzemce po szkole podróżowałam sobie w moim astralnym ciele. Była, kiedy studiowałam Torę, Koran, Biblię. Była, kiedy w liceum pisałam pracę o buddyzmie i hinduizmie. Była, kiedy rodzina nazywała mnie nadwrażliwą. Była, kiedy otarłam się o śmierć podczas drugiego porodu. Była, gdy wpatrywałam się w ocean czytając „Potęgę teraźniejszości” E. Tolle. Ona mnie przygotowywała, kierowała, aż w końcu pewnie chwyciła za rękę i zabrała w tą magiczną i transformującą podróż.